2008-12-16

 

Gąbka

Byłem w łazience umyć ręce. Zauważyłem, że pojawiła się gąbka, której wcześniej nie widziałem. Przyjrzałem się pofalowanej powierzchni i pomyślałem, że ją lubię, bo przypomina wykres sin(x)*sin(y), a ja bardzo lubię sinusy.

Jakoś tak mam, że czasem zastanawiam się nad takimi pierdołami. Umyłem ręce i nie mogłem przestać myśleć o tej gąbce. Mógłbym przestać gdybym chciał, ale wcale nie chciałem. Potraktowałem to jako ćwiczenie. Zastanawiałem się czy da się jakoś parametrycznie opisać obrys gąbki. Miałem konkretny wzór w głowie oparty o sinusy, ale kiedy go wklepałem do komputera to się okazało, że wygląda mniej więcej podobnie, ale jednak inaczej. Próbowałem poprawić, ale wzory za bardzo się rozrosły i dałem sobie spokój. Mogłem użyć transformaty Fouriera, ale chciałem coś prostszego. Postanowiłem to ugryźć za pomocą okręgów. Okazało się, że fragmenty krzywej obrysu nieźle pasują do dużego okręgu i kilku mniejszych. Nie robiłem tego bardzo dokładnie, bo zapomniałem dokładnie wyprostować fotografię, ale coś tam widać.



Następnie zacząłem myśleć o tym jak najlepiej te gąbki ułożyć w mozaikę. Bo domyślam się, że ten kto wymyślał ten kształt chciał jak najefektywniej wykorzystać materiał, żeby było jak najmniej ścinek. Po chwili przyszła myśl, że mam strasznie nasrane...

Ale teraz uważam, że źle, że tak pomyślałem. Trzeba być ciekawym wszystkiego - nie ma nic złego w szukać wzorów, schematów... Przecież na tym polega inteligencja - na zauważaniu prawidłowości, a następnie dopasowaniu określonych wzorców i/lub zależności by przewidzieć co się stanie w przyszłości, jak wygląda to czego nie widać albo jak się coś lub ktoś zachowa przy danych warunkach oraz dlaczego coś jest jakie jest. Dobrze, jeżeli ma się nawyk korzystania z takiej umiejętności, a czasem można przypadkiem zauważyć coś przydatnego... Wiem, że wszyscy wiedzą, że inteligencja się przydaje, ale chodzi mi o to żeby nie bać się jej używać; żeby mieć nawyk myślenia.

Piszę to ponieważ przed chwilą zawstydziłem się przed samym sobą jaki jestem nerdy; bo zastanawiałem się nad czymś kompletnie nieprzydatnym, i ta matematyka. Skąd ten wstyd? Być może stąd, że poczułem się nerdem, a nerdów zwykle się szufladkuje i odsuwa na bok jako mało zdolnych do życia w społeczeństwie, wśród normalnych ludzi. W wielu przypadkach może i jest w tym trochę prawdy, ale takie odrzucenie tylko utrudnia tym mało zdolnym to życie i stopniowo podnosi poprzeczkę coraz wyżej. I potem taki gówniarz, który jest z czegoś tam zdolniejszy od innych woli się czasem nie przyznawać, bo jeszcze go wyśmieją. A wyśmianie graniczy z odrzuceniem - nikt tego nie lubi. W rezultacie nie rozwija się tak jakby mógł; bo to siara się zgłaszać, a niech ktoś jeszcze powie coś od siebie - samobójstwo, kaplica! I tak już w podstawówce większość zapamiętuje, żeby lepiej się nie wychylać poza normę. A jak ktoś jest poniżej poziomu innych to staje się to jego normą: jak dzieciak słabo wystartował z jakimś przedmiotem to duża szansa, że do końca będzie z niego słaby. Nie żeby był mniej pojętny od innych, po prostu się przyzwyczaja. Cała klasa się przyzwyczaja do tego, włączając w to nauczycieli. Nie wiem dlaczego tak jest, to raczej bardzo złożony problem, ale bardzo mnie niepokoi. Pamiętam, że z perspektywy ucznia to zupełnie inaczej wyglądało...

Ale teraz nie mam powodu, żeby przestać analizować mozaiki na podłodze w poczekalni u fryzjera, kombinować jak generować teksturę płaszcza tej laski, swoją drogą całkiem niezłej, obok której stałem w autobusie, a w przerwie między ćwiczeniami, popijając kawę zastanawiać się jak w czasie rzeczywistym wykreślić tor lotu ptaków w kluczu, który w całości wygląda jak wielki potwór kierujący się w stronę centrum, albo myśleć o zbożach targanych wiatrem jako o polu wektorowym, a leżąc w łóżku marzyć o procesie wymyślania jak o agregacji myśli wystrzeliwanych dzięki losowym, szumom nieprzesłoniętym przez myślenie albo dzięki myśleniu o czymś zupełnie innym (na przykład celowo szukając inspiracji).

Być może wszystkie te myśli to są bzdury, a w większości przypadków już na starcie robię fatalne błędy przez złe założenia wynikające z braku wiedzy, pominięcie istotnych szczegółów lub zwyczajny pośpiech... ale to wszystko nieważne, bo najważniejsza jest frajda, która temu towarzyszy.

Oczywiście jak ze wszystkim trzeba mieć umiar i uważać, żeby jednak nie przeholować, bo można skończyć jak ten świr, który czekał "żeby zawrzało", a następnie dmuchał siedem razy "żeby nie wrzało"... jednak, mimo iż zwykle tego nie robię, z sentymentu za czasami przedszkolnymi idąc po chodniku z kostki, od czas do czasu zastanowię się, czy aby dobrze idę.

Komentarze: Post a Comment

<< Strona główna

Starsze posty dostępne w archiwum

This page is powered by Blogger. Isn't yours?